Z samego rana, po śniadaniu złożonym z jajek pod różnymi postaciami wyruszyliśmy z Dingboche /4350 m/ do Deboche /3770/. Pogoda była ładna ale wietrzna. W miejscu gdzie ścieżka trawersuje urwisko ponad rzeką zauważyliśmy małe zbiegowisko wpatrzone w dół. Okazało się że w tym miejscu wczoraj wieczorem spadł ze ścieżki Sherpa wracający z okolic Lobuche. Przypuszcza się, że był nieżle wstawiony i dlatego spadł. Smutna śmierć dla Sherpy.
W południe dotarliśmy do naszego lodge w Deboche, gdzie tym razem było pusto, cicho i sielsko. Z tego spokoju przysnęliśmy siedząc na słońcu i nieżle nas poparzyło. W lodge bylo razem z nami tylko siedmiu turystów nie licząc trójki koni, które usiłowały wejść do środka. Wieczór byl chłodny, więc poprosiliśmy o wcześniejsze rozpalenie pieca, co też uczyniono wrzucając kupę jaczego łajna. Na kolację zażyczyliśmy sobie gotowane ziemniaki w łupinach z masłem i jaczym serem. Wyjątkowo smaczne...